FairyTail

FairyTail

czwartek, 6 sierpnia 2015

Ohayo!

Witajcie! Moi czytelnicy, którzy dawno nic nie dostali... Wybaczcie! Nie mam weny do tego bloga.. ale jeśli podoba wam się moja twórczość to zapraszam na :
 http://wytwornia-demonicznych-siostr.blogspot.com/
To nowy blog z shotami :). Zamawiajcie! 

niedziela, 26 kwietnia 2015

Nominacja do LBA

Nominowała mnie Nevada-chan, dziękuję kochana! :*
A oto odpowiedzi:
1. Czego nie lubisz w ludziach?
Nie znoszę nieszczerości oraz osób, które starają się wygrać kłótnie wrzaskiem i histerią zamiast przedstawić jakieś sensowne argumenty... Takim to tylko krzesłem w łeb...
2. Jakie masz plany na przyszłość?
MMMm... skończyć medycynę, wyjść za mąż i mieć kupę forsy... :) 
3. Dlaczego zaczęłaś/es pisać bloga?
Spontaniczna, wakacyjna decyzja ;O. Ale nie żałuję.
4. Dlaczego taka tematyka bloga a nie inna?
Bo FT to moje pierwsze i najukochańsze anime ^^.
5. Jakie A&M polecasz?
Fairy Tail, Kuroko no basket, Ao no Exorcist, Daughter of Twenty Faces, Hakushaku to Yousei, Kaze no Stigma,Kaichou wa Maid-sama!
6. Jakie A&M aktualnie oglądasz/czytasz?
Kuroko no basket
7. Kto jest twoja druga polowa z twojego bloga?
No oczywiście, że Jellal :D
8. Ulubiony film?
Filmmm? o.o Duzioooo, ale na pewno coś z fantasy.
 9. Bez czego nie wyjdziesz z domu?
Bez telefonu
10. Dlaczego Wielkanoc jest w dzień?
Bo w nocy wszyscy by spali... ? xd
11. Pierwsza tematyka bloga, który kiedykolwiek przeczytałaś?
Nowe pokolenie Harrego Pottera :)


A to są moje pytania:
1.Kiedy rozpoczęłaś pisanie bloga?
2. Urodziny obchodzisz w...
3. Ulubiona postać z anime? (może być więcej niż 3)
4. Najukochańsze anime?
5.Czytasz? Jak tak to co ?
6.Ulubiony gatunek muzyki?
7.Plany na najbliższą przyszłość?
8.Gdzie czujesz się jak ryba w wodzie?
9.Wolna czy zajęta?
10.Najgłupszy przypał?
11.Do jakiej postaci z anime, jesteś podobna? Uzasadnij.

Ja natomiast nominuję:
 1.Nashi z: http://magia-w-swiecie-realnym.blogspot.com/
2. Angela S. z:  http://natsuxlucy-innahistoria.blogspot.com/
3. Rhan Boleyn z: http://fairy-tail-historia-laxusa.blogspot.com/

 

środa, 4 marca 2015

"Dentysta- nie taki sadysta?"

JellalxErza


Dwie przyjaciółki siedziały w przytulnej kawiarni i plotkowały o zdarzeniach z minionego tygodnia, a w szczególności o zaręczynach Lucy. Blondynka martwiła się całym przyjęciem, zastanawiając się czy jej przyszły mąż nie wpadnie na jakieś głupie pomysły, które są całkiem normalne w jego narwanej naturze. Erza w skupieniu wysłuchiwała żaleń towarzyszki.
-Lucy nie martw się, wszystko będzie dobrze. Powiedz Natsu, żeby nic głupiego nie zrobił.- powiedziała spokojnie biorąc do ust kawałek pysznego ciasta truskawkowego. Nagle przeszedł ją dreszcz bólu. A było to cierpienie wprost nie do zniesienia. Miało początek w dolnej części żuchwy szkarłatnowłosej i promieniowało po całej szyi, aż do ramienia.
-  Erza ? Co tobie? Cała zrobiłaś się blada...-zaczęła Lucy, patrząc na przyjaciółkę.- Coś się stało? Boli cię coś?
-Yhym.- jęknęła Erza łapiąc się za obolały policzek.
-Och ząb?
Scarlet kiwnęła twierdząco głową.
-A tak się bałam.- odetchnęła blondynka, odruchowo przykładając zaciśniętą dłoń do serca- Znam świetnego dentystę. Byłam u niego kilka razy. - powiedziała grzebiąc w torebce. W końcu znalazła wizytówkę gabinetu stomatologicznego. Erza zbladła jeszcze bardziej.- To jedna z najlepszych klinik w Magnolii. Dentystą jest przyjaciel mojego ojca. Jest doświadczonym stomatologiem.
-No co ty Lucy.- zaśmiała się lekceważąco Scarlet, dzielnie wytrzymując ból.- To nic. Już mi przeszło.
-Ech Erza...- westchnęła blondynka- Boli cię już od tygodnia. Lepiej idź wcześniej.
-Ale muszę pomóc ci w przygotowaniach!
-Właśnie, a więc idź teraz, a nie za kolejny tydzień.- obruszyła się przyszła pani Dragnell.
-No, ale... Ja nie znoszę dentysty!- jęknęła Scarlet
-Erzuś to naprawdę doskonały lekarz!
- Definitywnie nie.- powiedziała twardo szkarłatnowłosa. Ugryzła kolejny kawałek ciasta, ale ból uzębienia nie pozwolił jej cieszyć się słodkim smakiem deseru.- Dobra pójdę.- powiedziała zrezygnowana.
Lucy uśmiechnęła się do niej czule. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej przyjaciółka panicznie boi się gabinetu stomatologicznego, ale przecież musiała tam iść. Podała wizytówkę Scarlet. Kobieta wyjęła telefon i wystukała na klawiaturze numer telefonu do przychodni i nacisnęła zieloną słuchawkę. Nie musiała długo czekać. Po drugiej stronie rozbrzmiał miły i serdeczny kobiecy głos.
-Przychodnia stomatologiczna "Ząbek" w czym mogę pomóc?
-Chciałabym umówić wizytę...-zaczęła Scarlet
-Oczywiście!- zawołała entuzjastycznie kobieta- Akurat mam wolny termin. Może być jutro o godzinie 10 ?
-Tak, tak. Dziękuję.
-Proszę bardzo. Zapraszamy. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
I recepcjonistka rozłączyła się.
Przyjaciółki siedziały w kawiarni jeszcze parę minut, po czym pożegnały się i każda poszła w  swoją stronę. Erza postanowiła pospacerować jeszcze po parku, aby zapomnieć o nieznośnym kłuciu w zębie. Lucy za to pognała do domu, chcąc czym prędzej sprawdzić czy Natsu nic nie zrobił z ich małym gniazdku. Gdy wpadła do mieszkania z ulgą stwierdziła, że wszystko jest na swoim miejscu. Czym prędzej wyjęła swoją komórkę i zaczęła szukać numeru, którego bardzo potrzebowała. Pod literką "J" ukrywała się kombinacja cyfr tak potrzebnych Lucy. Blondynka wcisnęła zieloną słuchawkę i czekała. Po chwili połączenie zostało odebrane.
-Słucham?
-Cześć Juvia, tu Lucy.
-Hejka Lucy! Co u ciebie słychać?
-Natsu mi się oświadczył!- zapiszczała blondynka radośnie
-Och! To cudownie! Kiedy ślub? Masz już suknie? Musi być piękna!- nakręcała się młodsza z Fernandesów.
-Juvia stop! Nie mam jeszcze nic. Teraz musisz mi pomóc.....
-Do kogo dzwonisz?- zapytał Natsu tuż nad uchem Lucy. Blondynka podskoczyła i pisnęła. O mało co nie dostała zawału.
-Natsu wypad!!!- wrzasnęła niczym potwór.
-Ej no Lucy, pytam tylko.- naburmuszył się różowowłosy i dumnie uniósł głowę opuszczając pokój.
-Juvia...
-Czyżby małżeńska kłótnia?- zapiszczała Juvia.
-Nie no co ty.... Ale mam plan jak stworzyć kolejne małżeństwo.
-Żartujesz sobie ? Niby kto?
-A twój przystojny braciszek...
-Hahahahha... Lucy błagam cię... On bawi się dziewczynami, to nie kandydat na męża! Szybciej na kochanka.
-Nie przesadzaj. Ja już wszystko świetnie przemyślałam. Wpadnij do mnie dzisiaj. Wszystko ci opowiem.
-Ok ok. Nie nakręcaj się tak. Będę u ciebie za godzinkę.
-Dobrze, będę czekać. Pa.
-Papa.
Lucu władowała telefon do torby i uśmiechnęła się promiennie.
-Mam rozumieć, że już przed ślubem mnie zdradzasz?- zapytał obrażony Natsu.
-Natsu bałwanie wcale cię nie zdradzam!
-Nie? A co robisz?
-Załatwiam dla Erzy kandydata na chłopaka, a może nawet na męża.
-Lucy poważna jesteś?- zapytał z czułością Natsu dotykając czoła narzeczonej, starając się zbadać, czy oby nie ma wielkiej gorączki, bo wydawało mu się, że majaczy.
-Natsu!
-Hmm.... Jeszcze rozpoznaje osoby, ale..
-Idioto nie zwariowałam!
-Ależ tak kochanie, zwariowałaś. Chcesz szukać dla Erzy męża!- wrzasną- Za to powinni wsadzać do psychiatryka!
-Ech Natsu. Mam doskonały plan!
-Aha, wyjdzie z tego dupa goła.
-Grrrrr....-wkurzyła się Lucy. Jak on mógł w nią tak nie wierzyć, no? Wiedziała wprawdzie, że to misja samobójcza i jak Erza się dowie to ją zabije, no ale jej narzeczony mógłby choć trochę ją wspierać.
-O i wyglądasz zupełnie jak Erza, gdy jakiś chłopak poprosi ją o numer.
-Milcz zarazo!
-Jasne blondi.- pokazał jej język, co kompletnie ją zamurowało.
-Bałwan.- skwitowała go Lucy i poszła do kuchni robić obiad. Natsu śmiejąc się udał się za nią. Chwilkę po zjedzeniu posiłku różowowłosy oznajmił przyszłej żonie, że wybiera się do klubu z kumplem. Nim Lucy w ogóle zdążyła zareagować już go nie było. Wściekła pozmywała naczynia. W ten rozległ się dźwięk dzwonka. Blondynka otworzyła. Na wycieraczce stała jej przyjaciółka z dzieciństwa- Juvia Fernandes.
-Witka Lucy!- rzuciła się na szyję kobiecie.
-Wreszcie jesteś.- powiedziała uśmiechając się przyszła pani Dragnell.
-Wybacz. Praca.- wytłumaczyła ze skruchą Juvia.
-Tak tak. Od kiedy Gray Fullbuster to twoja praca?- zaśmiała się Lucy.
-Ech. Już nie jesteśmy razem.
-Co? Ale jak to? Tak słodko ze sobą wyglądaliście.
-Pfff. To skończony dupek. Za dużo się kłóciliśmy. I jeszcze miał pretensję o Gajeela. Frajer.
-O Gajeela? Przecież was nic nie łączy!
-Faceci to osły im niczego nie przetłumaczysz. Tym bardziej, że Gajeel powiedział mi w sekrecie, że podoba mu się jakaś wystrzałowa laska z biblioteki.
-Hmmmm... Z biblioteki?
-No. Następny świr.
-Czekaj! Moja przyjaciółka jest bibliotekarką i ostatnio zaczęła się spotykać z jakimś metalowcem.
-O! Jaki ten świat mały. No ale słuchaj poznałam nowego faceta. Lyon Vastia. Nie jest jakieś wielkie ciacho, ale nie jest najgorszy. Romantyk. Przynosi mi codziennie kwiaty i od razu zapamiętał jakie uwielbiam, a Gray to za nic by sobie nie przypomniał.- powiedziała Juvia siadając na kanapie i zakładając nogę na nogę.
-Cóż... Gray to przyjaciel Natsu. Często go widzę. Chyba źle zniósł to, że się rozstaliście.
-I bardzo mu tak dobrze.
-Taaa, a ty jak to zniosłaś?
-Pff. A za czym mam tęsknić, co? Bary to co drugi facet ma.- wkurzyła się Juvia.
-Ahaaammm.- powiedziała w ogóle nieprzekonana Lucy. Wiedziała, że niebieskowłosa naprawdę pokochała Graya.- Chcesz może coś do picia?
-Taaa. Najlepiej coś procentowego, żeby nie myśleć o tym oczach...-jęknęła Fernandes chowając twarz w wielkiej czerwonej poduszce.
Po paru minutach Lucy wróciła z butelką wieloprocentowego trunku i nalała im sporą część do szklanek.
-No to przyszła panno Dragnell toast za facetów!- krzyknęła Juvia.
Lucy uśmiechnęła się i upiła spory łyk. Ciecz paliła jej gardło i dawała dziwne ciepło, które rozchodziło się po całym ciele.
-A więc mam idealny plan zeswatania naszych dwóch niedostępnych gołąbków.- zaczęła Lucy
-Hmmmmmm...  Erza to ślicznotka, a takie Jellal lubi, tyle, że nasza kochana przyjaciółka ma cięty język...
-O wszystkim pomyślałam!- zawołała tryumfalnie blondyna. Juvia marudziła coś nalewając sobie trunku.- Nawet nie wiesz jak Erza drży na samą myśl o dentyście!
-I co z tego?
-No z tego tępoto, że będzie siedzieć jak mysz pod miotłą, a Jellal będzie bajerować ile wlezie. Jeszcze ja pogadam jej jak to super mieć chłopaka i w ogóle, to Erza skusi się na urok naszego małego niebieskowłosego przystojniaka.
-Taa... A jeśli mój niedorozwinięty braciszek złamie jej serce? Wiesz przecież jaki on jest. W tym miesiącu miał 10 dziewczyn.
-No tak, ale tu właśnie zaczyna się nasza rola. Ty będziesz sławić Erzę przy Jellalu a ja chłopaka przy Scarlet. Co ty na to?
-Taaa.... Ryzykowne. Jak się nie uda, to będę mieć wyrzuty sumienia, a jak się wyda, to Erza nas zabije.
-Jest ryzyko jest zabawa!
-No w sumie...
Po paru godzinach obie dziewczyny były kompletnie pijane.  Właśnie śmiały się z czegoś histerycznie, gdy do domu wrócił Natsu wraz ze swoim kumplem Grayem. Lucy rzuciła się narzeczonemu na szyję, choć ten nie był zadowolony z takiego przywitania.
-Gray stary zaraz przyjdę, ogarnę tylko ją.- powiedział wkurzony, przerzucił sobie blondynkę przez ramię i poszedł położyć ją spać. W tym czasie Fullbuster i Juvia zostali sami w salonie. Chłopak usiadł na kanapie naprzeciwko niej. Nie odezwała się słowem, męczyła ją tylko czkawka. Gray westchnął.
-Długo się nie będziesz do mnie odzywać?- zapytał spokojnie.
-Przez resztę życia.- ucięła.
-Juvia no... daj mi szansę, proszę cię..
-Chyba żartujesz!
-Juvia, błagam cię..- powiedział stając, ale dostał kapciem, rzuconym przez Juvię. Cofnął się zdziwiony siłą rzutu.- Co tobie?!
-Nie zbliżaj się!-warknęła wściekła.- Nie będę marnować życia na takiego bałwana!
Urażona wstała z miękkiego siedzenia, zarzuciła włosy na plecy i nieco niezgrabnie pozbierała swoje rzeczy. Wyszła trzaskając drzwiami, zostawiając osłupianego mężczyznę w salonie.
-Ech ale się upiły...- Natsu wrócił do pokoju, jednak prawie został staranowany przez wściekłego przyjaciela. Gray wyszedł trzaskając z jeszcze większą siłą.
-No tak popieprzeńcy! Drzwi mi rozwalcie idioci!- rozwrzeszczał się Dragnell, zgasił światło i wrócił do sypialni, gdzie upita Lucy słodko drzemała. Natsu wróżył im mocnego kaca....
W tym samym czasie Juvia pędziła ciemnymi ulicami. Nerwowo oglądała się za siebie. Nie lubiła opuszczać mieszkania gdy jest tak ponuro. Nagle zauważyła, że ktoś za nią biegnie. Zamrugała i przyśpieszyła kroku. Prawie biegła. Skręciła z jakąś uliczkę, potem jeszcze jedną. Nieważne, że sama się zgubiła, grunt, że istniała szansa, że zgubiła tego kogoś.  Zauważyła, że za nią nie ma już nikogo.  Zwolniła, aby uspokoić przyśpieszony oddech. Gdy silna dłoń złapała za jej ramię i odwróciła, kobieta mało nie dostała zawału. Serce ścisnęło jej się i przemieściło aż do gardła. Z ust dobył się cichy pisk, który natychmiast został przerwany. Czyjeś ciepłe i miękkie wargi spoczyły na buziaku Juvii. Fernandes doskonale znała smak tych ust.
-Gray...
-Kocham cię, błagam daj mi szansę.
Niebieskowłosa nie czekając długo wtuliła się w ukochanego mrucząc krótkie "tak"
*****************************************
-Jellal!- wrzeszczała jak opętana młodsza siostra poszukiwanego osobnika, biegając po dużym domu- Gdzieżeś polazł?!
-Czego się drzesz?- warknął starszy z Fernandesów.- Szajbusko, ja wiem, że to wspaniale, że wróciłaś do Fullbastera, ale to nie powód żeby drżeć ryja przed 8 rano!
-Ty mendo! Nie chodzi o Graya!
-Nie? A więc droga siostro, o co?- zapytał Jellal oparty o framugę drzwi ładnej i przestronnej kuchni. Po chwili przeciągle ziewną.
-Do roboty won.
-He? Ja? Nie, dzisiaj ojciec ma..- mruknął niebieskowłosy przystojniak drapiąc się po głowię.
-Nie marudź i się ubieraj!- panikowała panna Fernandes podając bratu biała koszulę, którą akurat wyprasowała.- Już, już Jellal!- z flustracją patrzyła na godzinę. Erza ma umówioną wizytę na 8:30...
-Bracie współpracuj!
-Dobra, czemu mnie wysyłasz do przychodni?- zapytał twardo stając przy stole.
-No bo ojciec prosił cię, żebyś mu pomógł.- uśmiechnęła się niewinnie Juvia.- Patrz zrobiłam ci nawet śniadanko.- dodała podając mu smacznie wyglądające kanapki.
Mężczyzna ciężko westchnął i zapiał trzy guzki koszuli.
-Dobra dobra, spadam już, tylko za bardzo nie szalej z Grayem, chcę poznać dom jak wrócę- zaśmiał się wychodząc. Kątem oka widział jak twarz jego młodszej siostry nabiera buraczanego odcienia. Zamknął drzwi i wsiadł do czarnego samochodu. Lubił szybkie sportowe cacuszka i mógł sobie na nie pozwolić. Zanim odpalił silnik wyciągnął telefon i wystukał krótką wiadomość zaadresowaną do "wróg" :
"Gdzie jesteś śmieciu?"
Poczekał minutkę na odpowiedź:
"A gdzie mam być debilu?! Jasne, że w robocie. I nie pisz tak do mnie..."
"Dopóki masz zamiar biegać wokół mojej siostry, to się przyzwyczaj, a zrób jej jakąkolwiek krzywdę, to się już nie pozbierasz. Czy to jasne skurwielu?"
"Jak słońce."
Jellal uśmiechnął się pod nosem bardzo zadowolony. Miał przynajmniej pewność, że Gray nie zrobi niczego głupiego. Włączył swoją ulubioną piosenkę zespołu rockowego i ruszył do przychodni.
Juvia gdy tylko zauważyła ciemny samochód brata wyjeżdżający z podwórka chwyciła za telefon, Ignorując słodkie esemesy od Lyona i Graya napisała do Lucy:
"Jellal już pojechał. Jak tam na twoim posterunku?"
"Udało mi się zaciągnąć Erzę do przychodni i jeszcze nie uciekła. Aktualnie obstawiam wejście... a ewakuacyjne jest zaryglowane... tak dla bezpieczeństwa. Może przydać się twoja pomoc."
"Niedługo zjawie się na polu bitwy. Czekaj na posiłki."
Lucy uśmiechnęła się widząc esemesy Juvii. Zerknęła na Scarlet. Była bardzo blada, ale Lucy miała nadzieję, że wytrzyma. U ojca Juvii właśnie znajdował się pacjent i Heartfilia modliła się żeby Jellal przybył lada moment, albo Erza zawita u pana Jacka, co mijało się z planem. Że też musiały przyjść akurat gdy nikogo nie ma. Lucy cicho westchnęła i posłała przyjaciółce pokrzepiający uśmiech. Ta uśmiechnęła się słaba.
-Lucy nie dam rady! wychodzę. Czekam już od czterdziestu minut, chcę z tąd wyjść..- błagała Scarlet.
-Ercia noo... chwilka, zaraz zjawi się Jellal.
-Znasz tego sadystę?
-No pewnie. On, ja i Juvia dorastaliśmy razem. To nie żaden sadysta.
-Dzień dobry.- przywitał panie Fernandes podrzucając kluczyki od samochodu. Lucy popatrzyła na niego groźnie. "No o co im dzisiaj chodzi?"-myślał gorączkowo mężczyzna. Spojrzał w bok gdzie siedziała piękna kobieta, cała blada, o szkarłatnych włosach i czekoladowych oczach. Mógł przysiąc, że wydawały się jeszcze głębsze niż Lucy, a może to tylko jego spostrzeżenia... Po chwili zdał sobie sprawę, że bezczelnie gapi się na towarzyszkę Heartfilii. Potrząsnął głową zmieszany i uśmiechnął się przepraszająco. Zauważył, że na policzki rudowłosej wkradły się lekkie rumieńce.
-Witaj Lucy, na kontrolę?- zapytał.
-Eskortuję przyjaciółkę, która się was piekielnie boi.- odpowiedziała pogodnie Lucy, modląc się, żeby Jellal przejął inicjatywę i zagadał do Erzy. Wiedziała, że kobieta nigdy tego nie zrobi i to jeszcze w takim miejscu.
Niebieskowłosy zaśmiał się mówiąc:
-Na prawdę nie ma się czego bać, przecież nie jestem groźny...- i nagle przypomniał sobie wszystkie bójki, w których wziął udział." Zabawne"- pomyślał. W tej chwili drzwi od gabinetu Jacka Fernandesa otworzyły się. Pacjentka opuściła gabinet dziękując promiennie. W skowronkach opuściła przychodnię.
-O Jellal, a co ty tu robisz? Chyba chciałeś poćwiczyć przed meczem nie?- zapytał syna wysoki mężczyzna o niebieskich włosach z przebłyskami siwizny.
-Taaa, ale Juvia podniosła alarm, że potrzebujesz mojej pomocy.
-Pomocy? No coś ty, dzisiaj mam mało pacjentów... A ta pani jest właśnie na liście.
-Nie!- wrzasnęła zrozpaczona Lucy, a wszyscy na nią popatrzyli.- Ja.. ten.. no... Mam kontrolę!- ryknęła.
-Lu załatwisz to po mnie okej?- zapytała zdziwiona Scarlet, którą na prawdę bolał ten cholerny ząb, a jej przyjaciółka odstawia jakieś scenki.
-Ale pan Jack to mój lekarz!- blond tornada wepchnęło zdezorientowanego lekarza do gabinetu i zatrzasnęło drzwi.- Uff....
-Lucy? Nie spodziewałem się czegoś takiego po tobie... nagły ból zęba?- zapytał dentysta lekko rozbawiony zachowaniem córki swojego przyjaciela.
-Emmm.... Tak! Wielki. Potworny wręcz.- pisnęła Lucy łapiąc się za policzek.
-Dobrze, zapraszam na fotel.- zaśmiał się Jack.
Blondynka posłusznie usadowiła się na fotelu.
-A teraz wyjaśnij mi proszę co to miało być hmm?- poprosił stomatolog siadając na wysokim krześle.
-No bo...- zaczęła Lucy już całkiem uspokojona.
Tym czasem Erza wraz z Jellalem tępo wpatrywali się w drzwi gabinetu Jacka Fernandesa. niebieskowłosy zaśmiał się.
-Nagły ból zęba.- oświadczył uradowany.
-Hę?- zapytał kompletnie zdezorientowana Erza.
-Tak się mówi na osoby wpychające się przed kolejkę. A tak poza tym to jestem Jellal Fernandes.- podał rękę kobiecie.
-Erza Scarlet.- ciemnooka uścisnęła ją.
-No to zapraszam do gabinetu.
-Yhym.- mruknęła cicho, chwiejnym krokiem wchodząc do pokoju tortur.
Tak bardzo się bała. Nie miała pojęcia, że dentysta bezczelnie wpatruje się kołyszące się biodra. Usiadła na fotelu i wzięła głęboki wdech. Miała ochotę się rozpłakać. Albo uciec i już nigdy nie wracać. Ale ten przystojny dentysta na okrągło uśmiechał się do niej... To sprawiało, że chciała zostać. Nerwowo miętoliła biały materiał swojej sukienki.  Kolana drżały jej i dostałą gęsiej skórki, której za nim nie mogła opanować.
-Na prawdę aż tak się boisz?- zapytał szczerze zdziwiony Jellal.
-Mam ochotę uciec.- mruknęła zawstydzona okrywając się rumieńce. Taka silna kobieta jak ona boi się dentysty! Niedoczekanie.
-Erzaaa, nie ma się czego bać. Małe dzieci to przeżywają to takiej ślicznej pani też nic nie zrobi.- powiedział stomatolog ustawiając narzędzia, specjalnie przeciągnął jej imię.
-Jellaaaaal, boję się kurwa, jak cholera, twoje gadki nie pomagają.- powiedziała blada jak ściana, przestraszona widokiem wierteł.
-Dobra...- mruknął Jellal i po prostu pocałował ją. Kobieta od razu zapomniała o bożym świecie. Po chwili mężczyzna oderwał się i powiedział:
- Będzie boleć, ale masz to przeżyć, raczej nie nadaję się do robienia sztucznego oddychania.- mruknął i zabrał się do pracy, a Erza uporczywe myśli, że z chęcią wypróbowałaby tą metodę. Po krótkim czasie ząb był zaleczony. Jellal uśmiechnął się i zapytał:
-Było aż tak źle?
-Nie, wcale...- powiedziała Erza pięknie się uśmiechając.- To ile mam zapłacic?
-hmmm...- udawał, że się zastanawia.- Jedne całus i kolacja w moim towarzystwie. Odpowiada to pani?- zapytał nachylając się nad kobieta.
-Jak najbardziej.- odparła zadowolona, całując go w policzek.
***************************************************
Tiaaa damm coś jest xd                        
   

  
    
 

wtorek, 3 marca 2015

,,DETEKTYW ZACZYNA ŚLEDZTWO'' rozdział III



 Juvia leżała na łóżku i rozmyślała. Jej najlepsza przyjaciółka, jeszcze ze szkoły prosiła ją o pomoc. I to w dość nietypowej sprawie. Miała odszukać paru gangsterów i to tak aby nie rzucać się w oczy. A nie tyle gangsterów co auto, które zostało przez nich skradzione.
-A co ja do jasnej ciasnej jestem jednoosobowy wydział policyjny?- marudziła.
Ona? Juvia Locker? Niepewna, nieśmiała dziewczynka z biednej dzielnicy, która wyrosła na nieodpowiedzialnego detektywa? Głęboko westchnęła. Znała Canę od dawna. Była na jej ślubie i chrzcie córki. I z całą pewnością Juvia mogła powiedzieć, że zadanie wymyślone przez panią Dreyar jest mocno zakręcone, tak jak ona sama. Westchnęła i zaczęła pakować parę ciuchów do torby, głośno marudząc. Zniosła ciężką walizkę ze schodów, głośną klnąc i potykając się na stopniach. Wrzuciła ją do bagażnika czarnego lexusa LS. Wsiadła do auta i wystukała w nawigacji najkrótszą drogę do Tokio. Wcisnęła pedał gazu i ruszyła w drogę. W czasie podróży słuchała głośno muzyki, krzyczała na "baranów ulicy" oraz myślała o tym jak to będzie. Głośno westchnęła, nie wierząc, że dała się wrobić w coś takiego. W tej samej krótkiej chwili zadzwonił jej telefon, przez co niebieskowłosa mało co nie dostałą zawału, jej auto niebezpiecznie skręciło w bok, jednak już po chwili pani detektyw odzyskała kontrolę.
-Pierdzielę, zmieniał dzwonek!
Nacisnęła zieloną słuchawkę, która pojawiła się na przymocowanej na podstawce komórce.
-Tak?
-Juvia, gdzieżeś ty jesteś?!- wydarł się na nią znajomy głos.
-Cana?
-Cana Cana! Dziewczyno, czekamy na ciebie.
-Już jadę.
-To gdzie jesteś?
-Gdzie jestem? ....Heh....na drodze!
-Czyli nie wiesz kiedy dojedziesz?
-Ani trochę.- odparła skołowana Juvia.
-Ech, okej okej, pośpiesz się, bo Erza nie jest cierpliwą osobą! Buziaczki...- po czym się rozłączyła.
Lockar jeszcze mocniej wcisnęła pedał gazu, wyprzedzając jadącego przed nią czarnego opla. Po paru godzinach dotarła do Tokio. Dobre pół godziny zajęło jej dostanie się do kawiarni, w której umówiła się z resztą. Niepewnie weszła do środka. Od razu uderzyło w nią ciepłe powietrze i miła atmosfera panująca w lokalu. Wzrokiem szukała dokładnie opisanych przez Caną postaci. Blondynka o orzechowych oczach, szkarłatnowłosa kobieta i mała niebieska... wyliczała w duchu, krążąc spojrzeniem po wnętrzu kawiarenki. W końcu w kącie sali odnalazła trójkę kobiet pijących spokojnie czekoladę. Powoli podeszła do nich. Miała suche gardło i spękane usta. No dlaczego, się pytam, ja zawsze mam problemy z nawiązywaniem kontaktów?!- myślała gorączkowo, a droga pomiędzy stolikiem i kobietą malała. Po chwili stanęła koło nich i wychrypiała cicho:
-Juvia Locker...
-OO! Wreszcie! Siadaj. Jestem Erza Scarlet.- powiedziała bez namysły szkarłatnowłosa. Juvia posłusznie usiadła. Chodź Erza powitała ją surowym tonem, w ciemnych oczach kobiety dostrzegła ciepło i zapał. Przeniosła spojrzenie na dwie kobiety siedzące obok.
-Lucy Heartfilia.- wyciągnęła dłoń uśmiechnięta blondynka. Lockar uścisnęła ją.
-A ja to Levy McGarden.- wyszczerzyła się niebieskowłosa kobietka oparta na łokciach o blat stołu ze słomką w ustach.
-Miło mi.- uśmiechnęła się niepewnie Juvia.
-Zamówić ci coś?- zapytała Lucy i nie czekając na odpowiedź zawołała kelnerkę prosząc o gorącą czekoladę.
-Dobra dobra, przejdźmy do interesów!- powiedziała Levy.- Chcę odzyskać swój samochód. Ja na prawdę nie mam czym jeździć. A bieganie nie jest dla mnie...
-Oczywiście.- uśmiechnęła się Juvia rozśmieszona miną McGarden.- Powiedzcie mi co wiecie.
-Wiemy tylko tyle, że trójka złodziejaszków okradła jubilera i posłużyła się autem Levy do ucieczki.- powiedziała Erza. Chwilkę milczały, bo kelnerka przyniosła kubek pełen pyszności.
-Tak, a policja nic nie robi, bo jest w rekach mafii.- dodała Lucy.
-Jakiej mafii konkretnie?- zapytała się Juvia siorbiąc czekoladę.
-Nie wiemy.- odrzekła Scarlet.- Szczerze to mało wiemy.
-Zauważyłam...- westchnęła pani detektyw.- A więc będziemy szukać trzech igieł w stogu siana.
-Może i tak, ale damy radę.- uśmiechnęła się promiennie Lucy.- Damy radę dziewczyny.
-Tak, damy, przecież my jesteśmy cztery, do tego piękne i o wiele inteligentniejsze od tych idiotów.- dodała zadowolona Erza.
-Niby czemu?- zapytały chórem dziewczyny.
-No bo kto normalny kradłby wrak Levy?
Blondynka parsknęła śmiechem, Juvia siedziała zmieszana, a Levy opluła się gorącym kakao. Niebieskowłosa rozwrzeszczała się na dobre, zwracając na siebie uwagę wszystkich, przez co czwórka wspólniczek musiała opuścić kawiarnię. Wszystkie usiadły do samochodu Juvii. Levy nadal kipiała złością i coś tam warczała o poszanowaniu czyjegoś samochodu.
-Chyba powinnyśmy odwiedzić tego jubilera.- powiedziała Lockar odpalając samochód. Z pomocą Erzy jako nawigacji pani detektyw bez problemu trafiła do sklepu "Diament". Po krótkim zebraniu i pełnej sprzeciwów negocjacji Erza i Juvia opuściły samochód i udały się do jubilera. Ustaliły, że panna Scarlet wychodzi za mąż i szuka wymarzonych obrączek. Juvia za to jest jej najlepszą przyjaciółką i pomaga jej w przygotowaniach. Musiały też dowiedzieć się wielu szczegółów.
-Tylko trzeba to zrobić delikatnie, pewnie właściciel został zastraszony, więc nie będzie chcieć współpracować.- mruknęła Lockar przed wejściem.
-No pewnie.- zaśmiała się Erza, a lekki wiatr rozwiał jej szkarłatne włosy.- Przecież delikatność to moja zaleta.- dodała z uśmiechem.
-Oj coś szczerze wątpię.- mruknęła Juvia nieprzekonana.
-Przestań.- warknęła czerwonowłosa.- Uśmiech na mordkę, przecież wychodzę za mąż!- zarechotała zadowolona i weszła do środka.
Wnętrze było duże i jasne. Tak jak kawiarenka gdzie przesiedziały cały dzień była ciepła i przytulna, to to miejsce charakteryzowało się jasnością i czystością. Wszystko było ze szkła. Takie małe szklane, bardzo cenne królestwo. A co najważniejsze ani śladu włamania.
-Dzień dobry.- przywitał je średniego wzrostu mężczyzna po 60-tce. Wydawał się lekko przybity, ale dla klientek wykrzesał z siebie ostatnie iskry.
-Dzień dobry.- uśmiechnęła się promiennie Erza wnosząc ciepło do sklepu, a Juvia gorączkowo myślała skąd ona ma takie zdolności do grania.- Chcę zamówić obrączki, ale nie wiem czy na pewno jest tu bezpiecznie... no wie pan, ostatnio słychać o tylu rabunkach...
Kobiety obserwowały spokojną twarz właściciela, która nerwowo spojrzała w bok, a potem zastygła w bezruchu. Nowo przybyłe spojrzały w bok, gdzie stał wysoki mężczyzna. Był przystojny. Nawet bardzo. Miał niebieskie włosy i ciemno-zielone oczy, a przy jednym z nich czerwony tatuaż. Uśmiechnął się w stronę Erzy, przez co kobieta zarumieniła się. Patrząc na Juvię zmarszczył brwi, jakby próbował sobie coś przypomnieć, jednak po chwili zrezygnował. Dla Lockar mężczyzna wydawał się znajomy, a najbardziej te oczy.
-Drogie panie, niechcący usłyszałem wasze obawy, ale proszę mi wierzyć, że ten sklep jest w stu procentach bezpieczny.- uśmiechnął się zniewalająco.
-A skąd mamy mieć pewność?- zapytała nieprzyjaźnie Juvia.
-Właśnie, możemy panu zaufać?- dodała Erza.
-Oczywiście, że tak. Jestem właścicielem wielu sklepów jubilerskich i muszę przyznać, że ten oto "Diament" jest doskonały.
-Och.- zmieszała się Erza.
-Swoją drogą, skoro jest pani zaręczona, dlaczego nie ma pani pierścionka zaręczynowego?- zapytał znienacka Jellal.
Kobiety pobladły. Nie pomyślały o tym. Ich cały plan nagle runął w małe kawałeczki. Przez tego faceta! Nie tyle przez faceta, tylko przez jego język! Właściciel podejrzliwie popatrzył na klientki i jakby zapadł się jeszcze bardziej w sobie, a Fernandes włożył ręce do kieszeni. Niechcący przyłapał dwie małe ślicznotki próbujące coś kręcić. "Mam was."-pomyślał, uśmiechając się bezczelnie.          

sobota, 14 lutego 2015

Wyniki, wyniki ^^

Otóż już sprawdziłam prace konkursowe :). Wybór był trudny ale jako tako udało się dojść do porozumienia ^^
A więc... Albo może przypomnijmy jeszcze nagrody i parę słów do wyjaśnień:
Wygrany one-shot wstawiony bd na bloga z podpisem kto jest autorem ^^; zwyciężczyni zamawia one-shota z zakładce: Zamawianie one-shotów. Proszę pamiętać, że nie piszę +18,  na wszelkie inne jestem otwarta. Zobowiązałam się też odwiedzić blogi osób biorących udział w konkursie (lista blogów do odwiedzenia zostanie zweryfikowana nieco później). Mam też skomentować każdy wpis jaki pojawił się na blogu zwycięzcy. No to wszystko jasne ^^.
A więc wygrała  Tytania Scarlet oraz Angela S! Mamy egzekwo ! Gratuluje kochane :), napisałyście fantastyczne prace, bardzo mi się podobały, nie liczyłam małych błędów :)).
A oto zwycięskie prace:

Tytania Scarlet napisała:

,,Przeżyjmy ostatnią przygodę"



Jej myśli były obłąkane. Patrząc w falę morza. Każda sekunda była udręką, zimna barierka od molo, wprawiała ją w dreszcze. Ból w sercu był nie do zniesienia. Myśląc, że na serio będzie musiała ich opuścić nie będzie łatwe. Podróżowali oni, przez dobre dwa lata... Kochali, żyli, pili... Tak bez końca.

Lecz każda powieść, musi mieć swój koniec.  Przez tyle tych lat, nie znalazła ukochanego, z którym dzieliłaby tajemnicę, zawsze uważała, że życie z kimś ,,obcym'' jest udręką dla kobiety. Ale tak nie było. Blondwłosy falowały, biała sukienka z błyszczącym brokatem oraz cieniutką pelerynką, wyglądała cudnie nocą. Jej ostatnią nocą spędzoną w tym mieście. W którym wszystko się zaczęło. Łzy które chciała powstrzymać, były nieuniknione, dzień w którym miała poznać swój mały świat, zniknął niczym łza z oka. Amnezja może być rzeczą okropną. Jej przyjaciółka, która cierpiała na to samo, odnalazła wspomnienia. Jak się okazało... Niewinna i pełna emocji dziewczyna, była w poprzednim życiu, tancerką, która w wieku 15 lat, osiągnęła tak wiele. Ciekawiła ją, swoja własna przyszłość. Kim była? Pytanie. Odpowiedź. Gdzie ją znajdzie? Zacisnęła swe oczęta, usta wykrzywiła w wąską linię, tarcza księżyca oświetlała całe miasto. Gwiazdy promieniały, a także odbijały się w morzu. Tyle lat, na nic...

Pamiętała jak, obudziła się przed brzegiem morza, jej stopy były mokre od wody, która opadała i znikała. I tak w kółko. Wiatr. On jest przyczyną. Kiedy się obudziła, miała pustkę w głowie, dziurę której nie załatałaby tak łatwo. I wtedy... Podróżując po świecie, odnalazła swojego ,,pierwszego" przyjaciela, małego, jedynie sięgającego jej do łydki, białego z dużym jak marchew nosem... Bałwanka.

Zastanawiała się, jak go nazwać, ale było jeszcze jedno pytanie:

Czy on, będzie chciał z nią zostać?

Poszła, zostawiając stworzonko same. Smutny bałwanek, zaczął za nią podążać, łatwe w prawdzie to nie było, iż znalazła go nad jeziorem. Koło lasu. Kochała spędzać czas na świeżym powietrzu, włosy jej bladły, skóra jaśniała, oczy mieniły, a sama robiła się zdrowsza. Bladsza cera, która teraz odbiła się w jezioro.  Bałwanek którego znalazła po drugiej stronie, został tam najpewniej, choć nie wiedziała, że czai się koło niej, pokonuje najwyższą trasę. Myślała. Po kim po odziedziczyła brązowe oczy i blondwłosy. Cerę bez piegów, bez pieprzyków. Ładną i zgrabną figurę. Wzięła kamień, i rzuciła nim prosto w jezioro. Zaśmiała się, widząc, że kamień odbija się. Ale stracił już swą grawitację i wpadł.

Poczuła ciarki na plecach. Przeraźliwie się bała, iż słyszała odgłosy z tyłu. Z krzewów. Dotknęła swojego prawego uda, gdzie znajdował się bicz. Nie chciała używać magii. Nie chciała jej wykorzystywać z takiej głupoty.

Zaczęło się zbliżać, nie odwracała się. Z każdą chwilą, czuła przerażenie. Ciary które przeszły na jej twarz. Ból w gardle. Motyle w brzuchu.

I cyk!

Patyk się złamał. Musiała zachować zimną krew. Stworzonko już było przy jej plecach... Gdy nagle... Blondynka odwróciła się panicznie. A to, że była na skale, a i za nią, było głębokie jezioro. Stało się, machnęła się, w czasie upadku spróbowała się czegoś złapać. Udało się. I czego się złapała? Nóżki małego stworzonka. I...

Chlust.

***

Pamiętała to, za każdym razem, kiedy przypominała sobie, kiedy znalazła jej małego towarzysza. Jej serce ocieplało się natychmiast. Ale zostało jeszcze jedno.

Jak go nazwała?

Plue. Jej towarzysz dostał imię na ,,P" zaśmiała się, widząc jak jej piesek, fika na poręczy. Trzymała go, nie mogła puścić. Kochała go. Z całego serca! Szepnęła mu raz do uszka, że kocha go z całego serduszka!

Ale teraz, wracając do prawdziwej historii jej, i jej przyjaciół.
*II*

Po tym jak poznała Plue. Znaczy nadała mu imię. Rozpłakała się. Na myśl... Że ktoś ją może pokochać równie, jak ona niego. Idąc tak przez kraj Fiore. Minęły 2 miesiące. Przystanęli przy rzece. Kochała wodę. Po prostu, znalazła się w niej. I w niej przebywała. Rozebrała się do naga. I wskoczyła do niej. No cóż miała poradzić? Nie kapała się tydzień, iż chodzili smętnie po pustyni, a w ruchomych piaskach, raczej by się za dobrze nie wyszorowała. Rzeczka płynęła. A ona i jej partner, natknęli się na drzewo. Dąb, który przykrywał swym cieniem rzekę. Podpłynęła bliżej, przyciągając białe stworzenie. Ucieszona faktem, że cień był, a gorąco było. Spoglądając na drzewo. Odkryła coś niesamowitego. Okropną kreską, co scyzorykiem zostało wyryte, pisało "Lucy Heartfilia", spodobała jej się nazwa tej dziewczyny. Postanowiła jej używać. Gdyż nie miała nawet imienia! Nic nie pamiętała. I to było problemem. Pustka która przytłaczała jej głowę. Nic!

Nagle w wodzie, zobaczyła... Ciemną plamę. Dużą czarną plamę, która zaczęła się rozjaśniać z każdą chwilą. Po chwili, z "plamy" wyszło coś, a raczej ktoś! Niniejszym, nagi nastolatek, który miał z 19 lat góra. Czarne włosy, i czarne oczy, dwa kolczyki nad prawą brwią. Dziwaczny wyraz twarzy. Lucy, jak już tak się nazwała. Nie zawstydziła się ani trochę. Ten usiadł na drugim brzegu, na przeciwko niej, zasłaniając swe ciało wodą. Podał Heartfilii dłoń i przywitał się.

-Nazywam się Musica.-Odparł. Dłoń która była wystawiona w stronę blondynki, zaczęła drgać. Dziewczyna zauważywszy to. Chwyciła ją monotonnie. Nie odlepiając wzroku od jego twarzy. Na której nie było krzty rumieńca. Kobieta zaczęła rozmyślać, czy przedstawić się mu? Słowo ,,Tak" przezwyciężyło. Odpowiedziała równie monotonnie:

-Jestem Lucy Heartfilia. Co cię tu sprowadza?-Dodała pytanie, zanurzając się w wodzie. Mężczyzna się zawahał. Delikatnie zaczął przyglądać się jej twarzy. Delikatne rysy na twarzy. Blondwłosy, a także brązowe oczy. Jego wzrok, zjechał na dłoń, która była wystawiona. Na niej widniał jakiś niewyraźny tatuaż. Czarnowłosy, westchną ciężko, przymrużył oczy. I odpowiedział:

-Jestem tu razem z przyjaciółmi, mamy misję do spełnienia.-Rzekł odwracają wzrok. Nagie ciało kobiety, nie było dla niego czymś, czego już nie widział. Widywał kobiety już takie. Ale zawsze w łożu. Kiedy uwodzicielskimi słowami, mówił ,,Kocham cię" później to słowo przeradzało się w ,,Nie znam cię". Pamiętał ile kobiet przez niego płakało. Ile kobiet zemsty... Pragnęło.

-Przyjaciółmi? Ile ja za to bym dała...-Stwierdziła z lekkimi rumieńcami. Miała Plue, to prawda, ale chciała mieć przyjaciół, z którymi pogada, podzieli się tajemnicami... I takie tam. Ale nigdy to się nie zdarzyło. Może się zdarzyło, ale jej cholerna pamięć jest... Jak słoik, którego nie odkręcisz siłą. Mężczyzna zaśmiał się. Pomyślał, że dziewczyna jest samotną dziewicą, która uciekła z domu bogatego rodzica...

-Serio? Mogę uraczyć cię moimi.-Ne wiedział co go skusiło do wypowiedzenia tych słów. Nigdy nie był tak miły dla osoby nieznajomej. Może jej nagie ciało go skusiło? A może po prostu było mu... Smutno?
*III*

Stało się. Jej marzenie spełnione.

Zapoznana z jego przyjaciółmi, nie wiedziała, jak mu dziękować. Nawet Plue, który zaprzyjaźnił się z małym ,,kosmitą" o nazwie Gotfierd. Lucy poznała Haru i Elie.

Pokochała ich. I kiedy opowiedziała im o swojej i Plue misji... Chcieli jej pomóc!

I tak, ruszyli w swą podróż.

Haru, białowłosy o fioletowych oczach mężczyzna. Dzierżący Rave. Oraz  dąży do znalezienia pięć sztuk świętego kamienia Rave. Elie to też, na amnezję "chorująca" osoba. O brązowych włosach i brązowych także oczach. Rozpłakała się ze szczęścia. Myśląc, że podróż przyniesie jakieś dobre skutki. Tak naprawdę, myliła się. Najbliższej była z Musicą, którego poznała na początku, nie żywiła do niego wielkiej przyjaźni, lecz on, uważał ją, za kogoś więcej...

Minął rok... i sześć miesięcy.

Stało się tyle rzeczy..

Elie odzyskała wspomnienia, jej prawdziwe imię to Resha Valentine. Haru umarł, iż pokonał króla Lucia Raregroove. Hamrio (Prawdziwe imię Musicy) oraz Lucy, postanowili zostawić Elie samą, iż wyparła się. Jak chciała, tak i oni zniknęli. Ale był jeden problem. Lucy nadal nic nie pamiętała. I płakała z tego powodu. Mówiła Musicy, że nie musi już pomagać, bo pewnie ma lepsze zajęcia, ale ten... Sprzeciwił się.

***

Idąc tak przez nowe otoczenie. Przez nowe miasto... Nową przygodę, którą kontynuowali tylko oni. Miasto Magnolia. Tam mieli zamieszkać na jakiś czas. Szli dopiero przez las. Musieli jeszcze przejść góry. A łatwe to nie było. Lucy miała największe trudności... Bo jej buty zostają zniszczone. Kamienie wbijały się w jej blade stopy, które zaczęły przesiąkać szkarłatną krwią. Ale nie chciała męczyć chłopaka. Wiedziała, że ma słabą cierpliwość, przynajmniej tak mówiła jej Elie, choć nigdy nie ukazał Lucy tej strony. Zmęczona, popatrzała na Plue, który siedział na barkach Musicy. Ta patrzała na jego skórzana kurtkę, czyli plecy.. Nagle on się zatrzymał i odwrócił się do niej. Popatrzał na jej bladą twarz. Od razu do niej jak najszybciej podbiegł, patrząc na jej zamglone oczy.

-Lu...cy!? Dlaczego nie powiedziałaś?!

-Nie chciałam cię martwić!

-Martwić?! Toć się zawinęłaś, zawsze się o ciebie martwię głuptasie! Ale teraz! Na plecy!-Rozkazał.

-Słucham?

-Idiotka. Na moje plecy. Poniosę cię.-Powiedział cicho, ale zobaczył, że dziewczyna mdleje. Zaniepokojony złapał ją w ostatniej chwili. Posadził ją z trudnością na plecy. I szedł dalej. On...  Zakochał się w niej. W jej odwadze, wyglądzie... Charakterze. W wszystkim! Kochał kiedy wiatr muskał jej włosy, wyglądały niczym jedwab. Na jej brązowe oczęta, które naturalnie połyskiwały. Kochał ją całą! Lecz nie wiedział, i on nie wiedział, że ona czuje to samo... Lecz... Jej przyszłość. Była całkiem inna.

***

Przyjście gór, nie było łatwe. Blizny zostaną mu do końca życia. A zadrapania zniknął jak najpewniej po jego weselu. Ale zrobił to dla niej...

Kiedy, przechodził przez małą szczelinę, a mało co, nie otarł się o śmierć. Krople krwi poleciały w przepaść. I wtedy odkrył jasne światło. Koniec gór. A... Ruiny. Ruiny miasta Magnolii. Gdzie nie gdzie trupy mieszkających tu ludzi. Ziemia była pokryta szkarłatem. Szramy, blizny, itp... Były na ludziach. Czy była tu wojna?

Wręcz przeciwnie.

Rada, tak zwana. Zniszczyła miasto... Magia zakazana. Ale magowie właśnie, wyparły się. I tak właśnie rozpoczął się bunt.

Magowie, przegrali.

A gildia o nazwie Fairy Tail.

Została uwięziona w lochach.

Hamrio patrząc na to z obrzydzeniem. Myślał jak Rada może być okropna. Wiedział o niej, bo też mieszkał w Fiore. Przemierzając przez ruiny, natką się na wielkie zdjęcie z ramką, oczywiście całe w krwi, i szyba od zdjęcia, dmuchnął w zdjęcie, by kurz się oddalił. Na górze ramki, widniał tytuł "Fairy Tail" i pokazano młodą 3-generacją Fairy Tail. Młodzi ludzie. Gdzieś tak po 11-13 lat, jego wzrok natknął się na chłopca z różowymi włosami, który obejmował ramieniem dziewczynkę o blondwłosach i brązowych oczach o znajomej twarzy... Jego ciało zaczęło drgać. Wręcz się trząść.  A co jeśli, został tylko jeden krok, by odkryć jej tajemnice? Czyli wspomnienia!? Bał się, że ją straci. Lucy przypominała mu Melody, którą kiedyś kochał. Wręcz nie wiedział, co o tym myśleć. Puścił zdjęcie i nadepną na nie, tak, że powstało jeszcze większe pęknięcie. A po chwili... Poczuł ciężar na głowie, i widział już tylko ciemność.
*VI*


Leżał w brudnej, zakrwawionej oraz zapleśniałej celi. Kurze wirowały wokół jego nieprzytomnej twarzy. Pajęczyna przecierała się przez najmniejsze szparki więzienia. Okno które było zakneblowane, nie wydawało z siebie drobinki światła. Pleśń walała się po całym więzienie. Już nie wspomnąć o brudzie, który wydawał się zakrwawiony, i tak było. Kurz, pleśń, i brud, to wszystko zmieszane z krwią.

Musica budził się już. Okropny zapach, dusił jego od zewnątrz. Zbierało mu się na ruchy wymiotne. Ale powstrzymywał to. Rozejrzał się dookoła, nie zaznaczał ani ukochanej, ani Plue. Zaczął panikować. Wołać i krzyczeć. Do jego celi, podszedł jakiś strażnik i to nie zwykły, to był Biały Rycerz Arcadios. Czarnowłosy mag metalu, spojrzał na niego z obrzydzeniem. I zawołał.

-Gdzie jest Lucy i Plue!?-Zapytał z złością. Jeżeli coś by im się stało, nie wybaczyłby sobie. Obiecał Haru, przed jego śmiercią, że zaopiekuje się nimi. Nawet Elie, ale ta... Woli być sama. Arcadios jedynie prychnął. Ale odpowiedział.

-Ta dziewczyna i ten bałwan? Bałwan został zabity! A dziewczyna.... Ah, zostanie zgwałcona i zabita. A ciebie czeka egzekucja.-Zaśmiał się. Musica miał nerwy. Denerwował się. Choć myślał, że Biały Rycerz kłamie co do Plue. Ale bał się o ukochaną. O Lucy. Pod nieuwagą rycerza. Ścisnął spróchniałe kraty, i pędem zaczął je wyrywać. Rycerz zaczął przeszywać jego palce skrawkami miecza.  Może i sprawiało to ból czarnowłosemu. Ale robił co musiał i CIACH. Kraty upadły, a lewo żywy Hamrio, za resztą sił, zaczął biec, wiedział, że nie pokonałby Rycerza. Biegł ile sił w nogach. Po drodze natknął się na cele, w której była gildia... Fairy Tail. Cali brudni, głodni, poharatani. Musica usłyszał charakterystyczny głos Rycerza, chwycił klucze do celi gdzie byli członkowie Fairy Tail. Otworzył ją, i schował się. I to... Za Natsu Dragneel'em który miał ochotę krzyczeć "Coś tu za jeden!?" ale Musica zakrył mu usta. Zdezorientowany rycerz, przebiegł z koło celi. Nie zwracając na nich uwagi. I teraz, czas na pytania. Odezwał się różowowłosy.

-Ktoś ty!?

-Hamrio Musica. A co?

-Kim jesteś?!-Wydarł się Gajeel.

-Hamrio Musica, już mówiłem.

-Nie oto chodzi!-Powiedziała Levy.

-Jesteście uparci. Jestem Hamrio Musica, dawny członek drużyny Rave, przyjaciel Haru Glory, Elie Valentine, oraz Lucy Heartfilii. Magiem metalu.-Rzekł. I nagle wszyscy dostali zamglenia. Czego nie zrozumiał. McGarden zaczęła łkać wraz z Mirą, a Natsu nie wiedział co myśleć.

-Możesz powtórzyć ostatnie imię?-Zapytała pełna nadziei Erza Scarlet, która zaczęła płakać.

-Lucy Heartfilia.

-Nie....Niemożliwe!-
Powiedzieli płacząc. Musica dostał głupawki. Ale także, chciał stąd jak najszybciej wybiec.. By ją uratować.

-O co chodzi?-Zapytał znudzony. Ale martwił się. Z każdą chwilą, mogło być coraz gorzej...

-Lucy... Ona umarła... 4 lata temu... Czy ona...-Szepnęła Levy, która zaczęła łkać, na samą myśl, o śmierci przyjaciółki. Krew biła się z jej łzami...

-Posłuchajcie, Lucy, tą którą znam, jest blondynką o pięknym czekoladowych oczach. Cierpi na amnezję. A l e teraz muszę iść!-Powiedział wybiegając. Otworzył drzwiczki od celi i po prostu.... Wybiegł, zostawiając samych zrozpaczonych magów....

*V*
Czuł okropny chłód. Dążąc do samego końca dolnych schodów. Wiedział, że ona tam będzie. Takie było jego przeczucie. Kawałki zimnych jak lód kamyków, wbijały mu się w stopy, teraz czuł, jaki ból zastała Lucy rano, choć teraz, on stracił rachubę czasu. Idąc tak. Nareszcie się natknął na cele. W których boli najgorsi złoczyńcy. Nagle usłyszał przerażony krzyk. Zaczął biec. Potykając się o nie równe kafelki. Pomieszczenie w którym się znajdował. Było ciemne, tylko pochodnie rozświetlały ,,pokoik". Miał już tyle blizn, bolało go jak cholera, złapał się za wyrostek, nie przerywając biegu. Kolejny krzyk. Który był głośniejszy i wyraźniejszy. Nareszcie znalazł, miejsce pobytu ukochanej. Była w brudnej celi. Raniono ją nożami różnego typu. Np. Tasakiem. Nie mógł patrzeć na to okropne zdarzenie. Jak najszybciej używając magii. Wbił się do celi. Ochraniając Lucy przed kolejnym atakiem. Nóż wbił mu się w ramię. Usłyszał cichy jęk Lucy.

-M...usica...-Szepnęła a z jej ust poleciała stróżka krwi. Strażnicy którzy ją bili, zatrzymali się na chwilę. Co dziwne, wybiegli z...Celi. Zostawiając ich samych, może coś knują?

-Przepraszam... Musi..ca.!-Zaczęła płakać przytulona do niego. Bała się, ale także, wiedziała, że to jej wina, bo to przez nią jest ranny. Lecz on tak nie myślał...

-Lucy, musimy iść. I płacz już. Musimy uciekać!-Powiedział Musica, wstając. Ale Heartfilia się nawet nie ruszyła. Już chciał zapytać o co chodzi, ale wyprzedziła go.

-Ja.... Pamiętam.... Zostanę tu... Z nimi...-Szepnęła płacząc. Czarnowłosy nie mógł uwierzyć. Kochał ją, a ona chciała go zostawić. Chciał  jej to wybić z głowy, już zaczął do niej podchodzić. Gdy nagle do celi, wpakowali się strażnicy, z pistoletami, magia broni. Zaczęli strzelać. Hamrio przytulił Lucy, tak aby kulki od pistoletu jej nie zraniły. Przerażona Heartfilia, nie wiedziała co robić. Nie było już ratunku... Dla Musicy. Zaczął mdleć. A dziwnym trafem, straż ponownie wybiegła. Kulki które wbiły się w plecy czarnowłosego, stworzyły duże szramy, a krew pryskała jak z gejzeru. Odezwała się blondynka:

-Musica.. Proszę nie...-Szepnęła płacząc. Tak bardzo się bała go stracić. Nagle on, zaczął coś mówić.

-Lucy.-Szepnął i wtulił się w nią. Pod jej nie uwagą, zaczął stwarzać metalowy pierścionek. Kobieta zaczęła ponownie płakać. Po chwili, czarnooki pochylił się nad nią i...Pocałował ją. Zdziwiona nie wiedziała co robić, mimo to, odwzajemniła pocałunku. . On był kimś więcej niż przyjacielem. Kiedy skończył muskać jej wargi. Popatrzał na jej zakrwawione wargi. Teraz na czerwone oczy. Złapał ją za prawą dłoń, gdzie widniał znak gildii Fairy Tail. Wsunął jej pierścionek na palec i rzekł.

-Wyjdź za kogoś, kto będzie miał czarne oczy, jak ja...-Szepnął i opadł na jej uda. Umarł.

-Musica? Mu-mu-musica!! MUSICA!!!!!!!!-Wykrzyknęła płacząc. Wtuliła się w jego ciało. Płacząc. Nagle do pomieszczenia ponownie weszli strażnicy.... Już mieli ją zabić... Ale... Ogień. Lód. Miecze. Wiatr. Metal. Woda. Widziała tylko to.
*VI*

I minął miesiąc. Lucy Heartfilia, zapadła w śpiączkę. Członkowie Fairy Tail, nie mogli przestać płakać. Ale w końcu się uspokoili. Całe szczęście. Jeszcze jedna ważna i dziwna rzecz. Magia. Ona znów została przywrócona. Oto wytłumaczenie, dlaczego została zakazana... Księżniczka stała się psychopatką, i zabiła swojego ojca, czyli króla Fiore. Jak się później okazało...Król żył, tylko, że zamknięty wraz z Fairy Tail, w tej samej celi. Udało im się uciec. I tak księżniczka, dokonała własnej egzekucji. Odcinając sobie głowę.

Lucy się obudziła. Wszyscy znów płakali... Ale ona się nie odzywała. Nadal miała przed oczami zmarłego Musicę. Ale, co lepsze. Król gwiezdnych duchów, zwrócił życie Plue, zamykając go w kluczu. Dzięki temu, Heartfilia mogła znów być z swoim starym partnerem. Ale na Hamrio, nie było już ratunku. Zorganizowano bal. Dla tych, którzy pomogli znieważyć księżniczkę. Miał się odbyć za kilka dni.

A blondynka... Zaczęła odżywać. A co lepsze, dogadywać się z przyjaciółmi. Dowiedziała się, że rzekomo zmarła na misji z Natsu, Grayem, Erzą, Wendy, Happym i Carlą. Wpadając do morza.

Wcześniej należała do gildii Fairy Tail, od 7 dobrych lat. Wychowała z Natsu, Happy'ego. Itp. Wszystko było dobrze. I to się liczyło.
*VII*

Bal się już kończył. Lucy była odziana w piękną białą suknię, która połyskiwała niczym gwiazdy na niebie.

Uciekła z sali bankietowej. I skończyła na molo.

I tak, skończyła opowiadać swą historię...

Chciała cofnąć czas... Co prawda, nie kochała Musicy, ale zrobiłaby wszystko dla niego, przykładem jest to, że spełni wolę ,,przyjaciela'' i ożeni się za czarnookiego mężczyznę. Z jej zamyśleń, wyrwał ją znajomy głos. To był...

-Dlaczego jesteś tutaj sama?-Zapytał opiekuńczy głos Natsu Dragneel'a, jej przyjaciela z dzieciństwa. Żałowała, że tyle straciła, a co konkretnie? Kontakt. Miała z nim tak dobre relacje...

-Hah, dobre pytanie...-Zaśmiała się. Czarnooki podszedł do niej i ją przytulił. Przeszły ją ciarki. Już dawno nie czuła takiego ciepła...

-A jednak cię znalazłem...-Szepną jej do ucha. Oddalił się, i podał jej dłoń. Blondynka popatrzała na niego zdziwiona.

-Zatańczysz?-Zapytał. Bez skojarzeń, podeszła bliżej, chwyciła jego dłoń. Swe ręce umieściła na jego szyi. On na jej talii. I choć brakowało jej Musicy, nie mogła żyć przeszłością.

Przetańczyli razem, całą noc.



A Angela S stworzyła to:
"Przypadek? A może przeznaczenie?"
"Na pewno nie! A w życiu się na to nie zgodzę! Po moim trupie! Prędzej wskoczę pod pociąg albo powieszę się na sznurówkach niż się na to zgodzę!"
Takie myśli przewijały się przez głowę dziewczyny idącej pospiesznym krokiem, prawie biegiem, przez zatłoczoną ulicę Magnolii.
"Po jaką cholerę miałam się przeprowadzić do tej zapyziałej dziury!??!!  Żeby co!? Żeby ni z tego ni z owego oświadczono mi że wychodzę za mąż?!?!?! Chyba oni wszyscy mają coś nie tak pod kopułą!!!"
Szła nie zwracając nawet uwagi na ludzi przechodzących obok niej., mimo że sama zwracała na siebie sporo uwagi.
Ubrana była cała na czarno. Czarne, długie glany, Czarne obcisłe spodnie oraz czarna skórzana kurtka. Ciemny makijaż kontrastował z jasna karnacją i długimi blond włosami.  Duże oczy koloru czekolady zasłaniała przydługa grzywka, która podnosiła się i opadała przy szybkim chodzie.
"Po moim trupie wyjdę za faceta, którego nawet na oczy nie widziałam! Nie chce na razie wychodzić za mąż! Do cholery mam dopiero 20 lat!!!! Nie chcę zakładać teraz rodziny! Chcę podróżować do cholery! Zwiedzać świat a nie zmywać gary i prać skarpetki!!!"
Szybkim krokiem nie patrząc na nikogo weszła do najbliższego baru. Warknęła pod nosem na tłum ludzi znajdujących się w środku i usiadła przy ladzie.
-Czystą.-poinformowała barmana o swoim zamówieniu i odgarnęła grzywkę z oczu.
"Na trzeźwo nie dam rady."
Dostała swoje zamówienie. Chwyciła kieliszek i bez ceregieli przechyliła go i wypiła.  Lekko się skrzywiła czując ten nieznośny smak alkoholu za którym nigdy nie przepadała. Szczerze to dziewczyna była stanowczym przeciwnikiem alkoholu. Niestety była tak zdenerwowana i zagubiona że pierwsze o czym pomyślała gdy wybiegała z domu było "Jak nic się najebie".
-Jeszcze raz.-powiedziała do barmana wskazując na pusty kieliszek.
"Jak to się stało, że tak skończyłam? " zadała sobie pytanie i automatycznie na nie odpowiedziała znając odpowiedź już od dawien dawna.
"To wszystko przez to z jakiej rodziny jestem. Czy na serio dużo chcę? W końcu od zawsze robiłam to czego ode mnie oczekiwano. No dobra. Prawie zawsze. Ale dlaczego akurat muszą wpieprzać się w moje życie miłosne, które i tak i tak jest do dupy!?"
Kolejny kieliszek. Później kolejny i następny. 
"Walić ich wszystkich! Jeżeli myślą, że wyjdę za mąż to się grubo mylą!" 
Zapłaciła za swoje zamówienia i wyszła z baru. 
Szła powoli. W głowie jej szumiał już spożyty alkohol utrudniało to łapanie równowagi.  Z kieszeni kurtki wyjęła telefon i skrzywiła się widząc ilość nieodebranych połączeń. 47. Z czego większość była od ojca. Warknęła na cały otaczający ją świat i skręciła w uliczkę prowadzącą do parku. Gdy tylko się w nim znalazła od razu usiadła na murku od fontanny i bezmyślnie zaczęła patrzeć na kamienną rzeźbę przedstawiająca dwa łabędzie.
-Życie jest do chrzanu.-warknęła sama do siebie .
-Taaaa-usłyszała głos obok. 
Wystraszona odwróciła wzrok na "obcego". Przed nią stał wysoki, dobrze zbudowany chłopak i delikatnie uśmiechał się do niej.  Zdziwiona i speszona przyglądała mu się zza grzywki.  Zmierzyła go od góry do dołu i stwierdziła jedno. 
"Skubany przystojny jest."
-Co robisz tak późno sama i to w takim miejscu?-spytał siadając obok niej
-To raczej ja powinnam spytać.-warknęła na niego. 
"Owszem jest przystojny... ale nie będę mu się od razu spowiadać. Ja nawet typa nie znam."
Chłopak wcale nie zraził się ostrym tonem dziewczyny i najzwyczajniej na świecie się do niej uśmiechnął. Ona zaś poczuła że miękną jej nogi.
"Z pewnością jak bym stała to bym padła. Jezuuuu jaki cudny uśmiech!"
-No więc? Co tutaj robisz?-spytał jeszcze raz.
-Pogrążam się  w dennej egzystencji czy coś.-mruknęła.-A ty?
-Tak sobie spaceruje. Wiesz... niezbyt przyjemny dzień.-westchnął i przeczesał palcami prawej dłoni przydługie różowe włosy.
-Nie ty jeden miałeś dzień do dupy.-tym razem to ona westchnęła odgarniając grzywkę i pokazując duże czekoladowe oczy. 
-A co się stało?-spytał parząc na nią ciemnozielonymi oczyma. 
"Głupia! Nie mów nieznajomym o swoich problemach."
-Ojciec podjął bardzo ważną decyzję, która powinna należeć tylko do mnie.-powiedziała mimo że rozsądek mówił jej że obcym się nie ufa.
-Mój tak samo.-zaśmiał się różowowłosy
-Czasami zastanawiam się dlaczego nie mogę sama za siebie decydować, a życie układa mi ktoś inny.-powiedziała to co przyszło jej na myśl. Już nie przejmowała się że chłopak siedzący obok jest dla niej całkowicie obcy. Miała to gdzieś. W końcu i tak i tak się więcej nie spotkają, więc czemu nie miała by z kimś o tym porozmawiać.
-Czasami tak się zdarza. Najgorsze jest to gdy ktoś decyduje o tym z kim masz spędzić reszte życia.-westchnął chłopak a dziewczynę zatkało.
-Ojciec zmusza mnie do małżeństwa.-wypaliła i spotkała zdziwiony wzrok chłopaka.
-To ... tak jak... mnie.-mówił spokojnie przyglądając się jej czekoladowym oczom, które wpatrywały się w niego z ciekawością.
-To oboje mamy przewalone.-zaśmiała się i wstała.-Muszę już iść. Miło było cię poznać.-uśmiechnęła się. Odwróciła się od niego posyłając mu jeszcze jeden uśmiech i zaczęła iść we własnym kierunku.
-Czekaj! Jak masz na imię?!-zapytał gdy już była z dobre dziesięć metrów od niego.
-Lucy!-odkrzyknęła i zaśmiała się
-Miło było cie poznać Lucy! Jestem Natsu!-uśmiechnął się do dziewczyny i także ruszył w swoim kierunku.
_+_+_+_
-Lucy! Szykuj się! -krzyknął starszy blondwłosy mężczyzna czekając na córkę w wielkim salonie.
-Idę już!-odkrzyknęła dziewczyna.  I wyszła z pokoju. Ubrana była w długą sukienkę koloru niebieskiego ze sporym dekoltem odsłaniającym sporą część dość dużych piersi. Na nadgarstkach miała pełno czarnych i srebrnych bransoletek. Na ramiona zarzuciła czarny żakiecik, a mała torebkę koloru również czarnego przewiesiła przez ramię. Włosy spięła w koka pozwalając grzywce opadać na oczy, a niektórym kosmykom wystawać z koka. Oczywiście nie odpuściła ciemnego makijażu, a także na złość ojcu nie ubrała żadnych eleganckich butów. Wręcz przeciwnie. Ubrała takie buty, które w żadnym stopniu nie pasowały jej do sukienki. Czarne glany, które miała na sobie wczoraj.
Podeszła do ojca i uśmiechnęła się kpiąco. 
-Idziemy!-powiedział blondwłosy mężczyzna i wyszedł z domu wraz z córką. Wsiedli do białej limuzyny i odjechali.
_+_+_+_
Już od kilku minut czekali w salonie u jej przyszłego teścia.
"Durna sukienka."-pomyślała blondynka, czując jak materiał ogranicza jej swobodę ruchów.
Do wielkiego pokoju wszedł czerwonowłosy mężczyzna w czarnym garniturze. Lucy przyglądała mu się spod blond grzywki z zaciekawieniem. Czerwone włosy, ciemno zielone oczy i delikatnie opalona skóra.  Gdzieś widziała takie oczy ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie.
-Witam serdecznie!-mężczyzna uśmiechnął się do blondyna w brązowym garniaku i jego córki, a gdy zobaczył buty dziewczyny uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Ty pewnie jesteś Lucy.-podszedł do niej i uściskał, czym zdziwił dziewczynę.-Twój tata dużo o tobie opowiadał ale sam chciałem wypytać cię o kilka rzeczy.-usiadł na przeciwko niej.-Słyszałem że skończyłaś najlepsze liceum w stolicy z wyróżnieniem. 
-Owszem.-przytaknęła znudzona.
-Szkoda że mój syn aż tak dobrze się nie uczył.-westchnął mężczyzna.-Jesteś na drugim roku studiów prawda? Jaki kierunek?
-Turystyka. Dodatkowo studiuję  humanistykę.-odpowiedziała.
-Ciekawe.-wymamrotał pod nosem czerwonowłosy.
-Jaką muzykę lubisz dziecko?-spytał poważnie a dziewczyna myślała że zakrztusi się śliną.
"Okłamać go czy nie?"
-Rock i metal... szczególnie alternatywny.-powiedziała zgodnie z prawdą.
-Tak jak mój syn. Macie podobne gusta. On także studiuje turystykę. Chce zwiedzać świat. I także słucha tego samego gatunku muzycznego co ty. I wiedzę że tak jak on, ty również nie przepadasz za "eleganckimi rzeczami".-zaśmiał się robiąc cudzysłów i wskazując głową na czarne buty.
Dziewczyna delikatnie uśmiechnęła się.
-Owszem. Wolę się inaczej ubierać. Ale rozumie pan... wypadało przyjść w sukience.-uśmiechnęła się.
-Jesteś ciekawą osobą Lucy i cieszę się że ktoś taki zostanie moją synową.-powiedział a dziewczyna zmarkotniała.
"Cholera. Małżeństwo. Prawie zapomniałam."
-O mój syn wrócił.-powiedział mężczyzna gdy usłyszał jak drzwi wejściowe zamykają się z hukiem.
Do pomieszczenia wleciał rówowowłosy chłopak ubrany w czarne spodnie, czarną koszulkę i czarne glany. 
-Tato!!! Ile razy mówiłem że...-nie dokończył gdy zobaczył kto na niego się patrzy.
Dziewczyna odgarnęła pospiesznie grzywkę z oczu by móc przyjrzeć się chłopakowi, zaś on wpatrywał się oniemiały w blondynkę.
-To... ty!-wykrzyczeli oboje.
-Natsu... to Lucy. Twoja narzeczona i przyszła żona. -poinformował czerwonowłosy uśmiechając się do syna. 
"O matko! Cofam wszystko co kiedykolwiek o nim powiedziałam gdy nie wiedziałam że to on!"
-Hej.-uśmiechnęła się blondynka, a różowowłosy odwzajemnił gest.
-Chodź Jude! Wypijemy coś!-zaśmiał się czerwonowłosy mężczyzna i wraz z blondynem wyszli z pomieszczenia zostawiając parę samą. 
-To...-zaczęła blondynka ale chłopak jej przerwał
-Cieszę się że to ty.-powiedział co zdziwiło dziewczynę.-Bo widzisz ojciec opowiadał mi o mojej przyszłej żonie... z tego co słyszałem jesteś bardzo inteligentna. Dodatkowo jesteś bardzo ładna.-zarumienił się.
-Dziękuję.-powiedziała z różowymi policzkami.
-Chyba nie będę narzekał na przyszłość.-zaśmiał się.
-Ja też.-lekki uśmiech przyozdobił twarz dziewczyny.
-Szczerze to... praktycznie wcale się nie znamy... ale mimo to cieszę się że to ty. W końcu spodobałaś mi się już wcześniej.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Spodobała ci się dziewczyna, która wczoraj zapiła w barze i rozmawiała z nieznajomym w środku nocy w parku? 
-Spodobała mi się dziewczyna, którą widziałem już kilka razy na uczelni, na  mieście, wczoraj w barze i wczoraj w parku. Miałem wcześniej zagadać ale sama wiesz... nieoficjalnie byłem zaręczony.-uśmeichnął się do nie.
-To dlaczego wczoraj do mnie podszedłeś?-spytała zaciekawiona.
-Sam nie wiem... byłem ciekawy.
-Czego?
-Ciebie.
"A to ciekawe... Przypadek? A może przeznaczenie?"
__________________________________________________________________________________
Pozdrawiam :*, proszę o napisanie mi na e-maila adresy waszych blogów, abym mogła trafić ^^.

Walentynki

Dzisiaj jest 14 lutego, czyli przez wszystkich znane walentynki ;3... z tej okazji wysyłam wielką walentynkę do moich czytelników, szczęścia i dużo miłości wam życzę ^^.
Tak, tak chcę udobruchać za ciągły brak nowego rozdziału ;(....

czwartek, 12 lutego 2015

"Dzień dobry, pani. "

Natsu x Lucy dla Tytania Scarlet

____________________________________________________

Młoda kobieta stała w pokoju o kremowych ścianach, przeglądając się w wielkim lustrze o srebrnej ramie. Miała na sobie długą suknie wieczorową w kolorze pięknych czerwonych róż. Jej długie blond włosy były lekko pokręcone i falami opadały na plecy kobiety, a delikatny makijaż dopełniał całe dzieło. Lucy Heartfilia bez dwóch zdań pasowała do tytułu ślicznej panienki. Zapięła jeszcze złotą bransoletkę na nadgarstku- jej jedyna pamiątka po zmarłej matce i pociągnęła różowym błyszczykiem po swoich ustach. Była gotowa. Ostrożnie zeszła na dół wielkiego domu i spokojnie czekała na dzwonek do drzwi. Minęło kilka minut i dostojny dźwięk rozniósł się po całej posiadłości. Lucy niemalże od razu doskoczyła do drzwi. Za nimi stał wysoki mężczyzna o ciemnych włosach, lekkim zaroście i świdrującym spojrzeniu złotych oczu. Taak, jej "książę" przybył. Kobieta uraczyła go wymuszonym uśmiechem, który opanowała do perfekcji. Przybysz jedynie skinął głową i podał ramię narzeczonej. Lucy została doprowadzona przez swojego towarzysza do luksusowego czarnego samochodu najdroższej marki na rynku. Po chwili James już pędził ciemnymi ulicami Magnolii. Lucy obserwowała migające światła latarni w wielkim skupieniu. Dojechali. Znaleźli się przed bardzo drogą restauracją, gdzie mieli zjeść wytrawną kolację. Weszli do środka i zajęli stolik w rogu sali. Podszedł do nich młody kelner niosąc kartę dań. Był to wysoki chłopak o pięknych ciemnych oczach i różowych włosach. Miał zniewalający uśmiech, który podarował gościom podając im menu. Przy okazji spojrzał w duże oczy blondynki nieco dłużej niż to było konieczne. Lucy uśmiechnęła się lekko. Kelner ukłonił się nisko i odszedł.
-Kogo oni tu zatrudniają.-mruknął James- Jakiś niedojda w różowych włoskach.
Natsu odwrócił lekko twarz i zmarszczył brwi. Już on urządzi tego gościa...
-Przestań no... Liczy się raczej wnętrze czyż nie?- skarciła go Lucy odprowadzając kelnera wzrokiem.
James prychnął coś pod nosem i skupił się na karcie. Blondynka uczyniła to samo. Po chwili zaczęli rozmawiać. Niby o niczym i o wszystkim. Heartfilia była naprawdę zaskoczona, że James potrafi tak rozmawiać. Nagle zabrzęczała jego komórka, a mężczyzna jakby nigdy nic, bez słowa przeprosin po prostu wstał i wyszedł na podwórko tłumacząc coś przez telefon. Lucy oparła się o krzesło i wymruczała wiązankę przekleństw.
-No no.. młodej damie nie wypada.- zaśmiał się kelner przynosząc szampana.
Blondynka podskoczyła na siedzeniu przestraszona.
-Uff, ależ mnie pan przestraszył.- jęknęła przykładając odruchowo dłoń do piersi.
-Dla takich pięknych pań jestem Natsu.- uśmiechnął się różowowłosy i pocałował dłoń kobiety.
-Lucy Heartfilia, miło mi cię poznać Natsu.
-Mi panienkę jeszcze bardziej.
Blondynka uśmiechnęła się oczarowana.
-Ale wiesz Natsu, my nie zamawialiśmy szampana...
-Wy nie, ale to na koszt firmy.- kelner puścił jej oczko.
-Ummm- skinęła głową. Czy ty dobrze się czujesz? Flirtujesz z kelnerem!- myślała kobieta.
-Widzę, że twój towarzysz pozostawił cię tu, moja pani...- zaczął nalewając szampana do wysokich kieliszków.
-Tak, ale nie przeszkadza mi to.- ucięła szybko Heartfilia- Wolę być bez niego.- dodała szeptem.
-Słaby coś z niego narzeczony...
-Jeszcze nie narzeczony- naprostowała Lucy.
-To na co on jeszcze czeka?- zaśmiał się kręcąc głową Natsu, odchodząc od stolika.
Chwilkę potem zjawił się James. Po prostu usiadł i kontynuował urwaną wcześniej myśl, jednakże blondynka w ogóle do nie słuchała, myślami błądziła gdzieś w okolicach różowych włosów Natsu...
Tymczasem owy osobnik wpadł do kuchni restauracji.
-Tato!- ryknął
-Czego się wydzierać gówniarzu!- odkrzyknął mu wysoki mężczyzna o długich różowych włosach. Natsu był jego idealną kopią. Staną naprzeciw swojego ojca. Jeden ubrany w czarny garnitur z kartą dań pod pachą i białym szaliku, a drugi w białym fartuchy z lizakiem w ustach.
-Kim jest ta dziewczyna i jej towarzysz? Ci z pod 7?
-MMMmmm...-chwile się zastanawiał- To córka adwokata Heartfilia i James Lirk, a co?
-Kto to ten James coś tam?
-Właściciel fabryki, który wyprodukował twoje motory baranie. A co?
-A jajco...- zarzucił sobie ręcznik na ramię- Misja poderwaniu mu Lucy zostaje rozpoczęta.
-Nastu.. Natsu!
Ale jego ukochany syn już wyszedł na sale, zmierzając do stolika numer 7.
-Czy mogę przyjąć już pańskie zamówienie?- zapytał będąc koło pary.
-No wreszcie! Ile można czekać?- warknął James.
-Tyle ile ta dama czekała na pana.- uśmiechnął się niewinnie Natsu.- Co pan zamawia?
James zgrzytną zębami, ale powiedział zamówienie swoje i Lucy. Kelner dolał szampana do kieliszków, przy okazji całkowicie "niechcący" oblał rękaw drogiej marynarki Jamesa. Mężczyzna zrobił awanturę, a Natsu mimo wielkich przeprosin nie czuł się ani trochę winny. Lucy zaśmiewała się z afery jaką wyrządzili jednak dla jej towarzysza nie było to ani trochę śmieszne. Warczał tylko wiązanki przekleństw pod adresem różowowłosego. Po chwili udał się do łazienki ,aby jakoś wytrzeć plamę na rękawie. Podczas jego nieobecności zjawił się Natsu z zamówieniami.
-Natsu nie powinieneś go tak denerwować.- szepnęła Lucy ocierając łzy śmiechu z kąta oka.
-Taa... A panienka dobrze się bawiła?- zapytał Dragneel.
-Wyśmienicie.- odparła uśmiechając się szeroko.
-A dobrze bawi się pani w towarzystwie tego kretyna?
-Lucy, nie pani... i ani trochę.- mruknęła upijając łyk szampana.
Kelner uśmiechnął się delikatnie i puścił oczko blondynce oddchodząc od stolika.
Po niespełna pół godzinie wrócił James. Zły i naburmuszony zjadł zimny posiłek.
-Lucy chcę cię o coś prosić.- powiedział bezbarwnie.
-Jasne, proś o co tylko chcesz...-odparła mu kobieta podobnym tonem.
Mężczyzna uklękną przed nią i wyciągnął czerwone pudełeczko z pierścionkiem.
-Wyjdziesz za mnie?
Wszyscy w sali zamilkli i wpatrywali się w parę, oczekując ujmującego "tak". Pannie Heartfilii serce stanęła w gardle, nie dlatego, że tak bardzo wzruszyła się tą chwilą. Musiała powiedzieć tak, bo to było jej narzucone z góry... Nie mogła odmówić, choć na prawdę chciała i to teraz, kiedy spotkała tego wspaniałego kelnera. Co z tego, że pracował jako kelner! Dużo...- pomyślała z goryczą- ojciec nigdy się na to nie zgodzi.... Ale tak bardzo chciała powiedzieć "nie", choć z raz postawić na swoim... Już miała wyciągać rękę w stronę Jamesa, gdy nagle rozległ się okrzyk i na głowie bruneta wylądowała całą góra makaronu w sosie. Po sali uniósł się okrzyk bulwersu. Oczywiście sprawcą był Natsu Dragneel. Stał niewzruszony, lekko się uśmiechając w stronę Heartfilii. Wybawił ją! James zerwał się wściekły z podłogi.
-Ty gnoju!-zaczął krzyczeć- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Złożę na ciebie skargę i wywalą cię na zbity pysk!- wrzeszczał trzymając Natsu za kołnierz białej koszuli.
-Obawiam się, że jedyną osobą, która opuścili ten lokal z obitą mordą, będzie pan.- mruknął Dragneel.
-Jak śmiesz?!
-Mam prawo wyrzucać z mojej restauracji kogo tylko zechcę!
Pięść różowowłosego znalazła się na nosie Jamesa. Brunet odszedł do tyłu parę kroków trzymając się za złamany nos, z którego obficie lała się krew.
-Ponadto jestem zainteresowany panną Heartfilią.- dodał Natsu poprawiając ubranie.- Ochrona, wyprowadzić tego gościa. Już mu się tu znudziło!
-Pożałujesz tego!- krzyczał wściekły James, którego jeszcze nikt tak nie potraktował. Po chwili był już na ulicy.
A Lucy siedziała oniemiała na krześle i wpatrywała się w swojego wybawcę. Kelner...a teraz właściciel. A więc to on jest potomkiem sławnego rodu Dragneel.
-Ej Lu, podobasz mi się, nawet bardzo.- powiedział radośnie Natsu, kucając przed krzesłem kobiety.
Ta tylko rzuciła mu się na szyje, z oczami pełnymi łez, łącząc ich usta w pocałunku. Jeszcze nigdy nie była aż tak szczęśliwa. Goście zaczęli bić brawo, a Igneel uśmiechnął się pod nosem widząc swojego syna obejmującego drobną blondynkę.
-Historia lubi się powtarzać co?- zaśmiał się, przyciągając do siebie piękną kobietę o ciemnych włosach i czekoladowych oczach.
-Pragnę ci przypomnieć drogi mężulku, że ty nie byłeś taki delikatny.
-Oj tammm Hana!- zaśmiał się Igneel wspominając jego pierwsze spotkanie z matką Natsu- Tamten gość naprawdę zasłużył na porządne mordobicie.
-Ech tak tak.- uśmiechnęła się promiennie Hana.- Na razie cieszmy się ich szczęściem.- szepnęła i wtuliła się w tors męża.
________________________________________________________________________________
I jest ;D Kolejny one-schot ^^, według prośby wykreowałam Natsu na delikatnego.. przynajmniej się starałam ;d, no ale ten urok osobisty to ma już w genach po Igneelu :D
Pozdrawiam ! :)